niedziela, 2 września 2012

Rozdział 1: Marzec - Róża

Witajcie Misiaczki!
Po pierwsze bardzo dziękuje za te przemiłe i przeurocze komentarze, które dodały mi siły w dalszych działaniach poświęconych temu blogowi i temu opowiadaniu. :)
Bardzo się cieszę, że odważyłyście się wpaść tu kolejny raz. Mam nadzieję, że po tym rozdziale nadal będziecie to robić, a mam pewne obawy. Otóż tę część skończyłam pisać i poprawiać dosłownie chwilę temu. Robiłam wszystko na szybko, a nie zawsze mi się to udaje, dlatego rozdział może wydać się wam niedporacowny, niespójny i ogólnie nie wart waszego czasu. Mam jednak nadzieję, że tak nie będzie. Obiecuję, że nie będzie już takich nudnych rozdziałów. Obiecuję również, że możecie być trochę zaskoczeni całą historią. Muszę szczerze powiedzieć, że jestem dumna, że dane było mi ją wymyślić. Mam nadzieję, że o wykonaniu będę mogła to samo powiedzieć.
Długo się zastanawiałam nad tym, czy dodać zdjęcia przedstawiające bohaterów mojego opowiadania i muszę szczerze przyznać, że nadal się waham dlatego na razie nie będę tego robić :)
A więc zapraszam na pierwszy rozdział :)
Bon appetit!

MARZEC
Róża

Przez całe życie mieszkała w tym kraju, często pomijanym przez inne, wyśmiewane przez nie i niedoceniane.  Tak mieszkała w Polsce, tam się urodziła i wychowała na osobę, którą teraz była. Mieszkała za miastem z rodzicami oraz dziesięcioletnim bratem. Do szkoły odkąd tylko pamięta musiała dojeżdżać. To samo było w maturalnej klasie, mimo, ze błagała rodziców aby pozwolili się jej przeprowadzić do miasta, aby nie tracić cennego czasu na głupią podróż do domu, która czasami zabierała jej nawet półtorej godziny. Jednak oni głusi na jej prośby będąc wspaniałomyślni pozwolili korzystać jej z samochodu należącego do mamy. Cieszyła się bardzo, do momentu swojej pierwszej stłuczki.
 Właśnie podjechała pod budynek szkoły. Wysiadła z gracją ze swojego małego samochodu i udała się na lekcje, jak zwykle spóźniona. Biegła o mało nie poślizgując się na resztkach śniegu, które nadal czekały na wyższą temperatury i mocniej grzejące słońce. Przeskakiwała po dwa schodki, aby szybciej znaleźć się na drugim piętrze budynku. Kiedy na zegarku wybiło dokładnie wpół do dziewiątej zatrzymała się przed ogromnymi drzwiami klasy i ciężko sapiąc zapukała do nich. Weszła do sali, gdzie trzydzieści par oczu włącznie z nauczycielem języka polskiego patrzyło na nią z zaciekawieniem.
- Dzień dobry – powiedziała cicho.
- Dzisiaj tylko 15 minut spóźnienia, moje gratulacje – wypowiedział się z sarkazmem nauczyciel na co dziewczyna spłonęła rumieńcem. – Widzę, że naprawdę się spieszyłaś skoro ciągle masz na sobie płaszcz i nie zmieniłaś butów.
Róża spuściła wzrok patrząc na własny ubiór. Kompletnie zapomniała o pozostawieniu ubrania w szafce. Podniosła wzrok pełny skruchy na pana Kotlickiego.
- Um… Przepraszam panie profesorze. Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy – na potwierdzenie swoich słów starała się, aby na jej ustach pojawił się uśmiech, lecz wyszedł jej jedynie ponury grymas.
- Świetnie, abyś nauczyła się, że za błędy trzeba płacić zapraszam do pierwszej ławki – powiedział odwracając się do niej plecami wcześniej wskazując wolne krzesło. Cała klasa zaczęła chichotać.
- Ale… - zaczęła ruda. W tym momencie złamał kredę, którą trzymał w prawej ręce.
- Nie ma żadnego ale! – krzyknął donośnie cały czerwony na twarzy mężczyzna. Spojrzał na dziewczynę próbując ją zabić.
Wzięła głęboki wdech i wyprostowała się wypinając pierś do przodu. Przeszła kilka kroków do ławki, którą wskazał nauczyciel i położyła na niej swoją torbę i książki, które trzymała pod pachą. Cały czas wszyscy ją obserwowali. Spojrzała na profesora.
- Ale to jest miejsce, na którym siedzę od dwóch lat – powiedziała i usiadła delektując się w myślach złością nauczyciela, którego szczerze nie lubiła.

 Korytarz był zapełniony przez uczniów, którzy opuszczali sale lekcyjne z ogromnym uśmiechem na ustach. Czekali na nią. Tę najdłuższą przerwę w czasie pobytu w szkole. Większość z nich trzymało w rękach swoje telefony patrząc na najnowsze aktualizacje zawarte na facebooku, inni umieszczali na nim właśnie posty. Wśród nich była Róża. Wysoka osiemnastolatka, która szykowała się psychicznie na przyjście maja i najważniejsze egzaminy w jej dotychczasowym życiu. Ach, matura…
Dziewczyna poczuła wibracje telefonu, który trzymała w dłoni. Spojrzała na ekran i zobaczyła krótką wiadomość na ekranie. ‘Bufet’. Od razu ruszyła próbując przedostać się do schodów. Mijała bardziej oraz mniej znane sobie twarze ludzi, którzy codziennie tak jak ona przemierzali korytarze tego wiekowego budynku. W końcu dostała się w docelowe miejsce. Przystanęła przy wejściu. Tak jak reszta szkoły była pełna uczniów. Jej wzrok zatrzymał się na brunecie, który machał do niej z drugiego końca pomieszczenia. Od razu uśmiechnęła się i mu odmachała. Znowu przepychała się przez tłumy. Kiedy szczęśliwie dotarła do stolika, który zajmowali jej znajomi przywitała się z każdym.
Pierwszy w kolejce był brunet, który wcześniej machał w jej stronę. Był to Janek,  nienawidził swojego imienia, ale zdrobnienie uwielbiał. Nigdy nie reagował jak ktoś zwracał się w jego stronę pełnym imieniem. Często też reagował na to agresją. Normalnie wszyscy wiedząc, że nie lubi swojego pełnego imienia nagminnie by go używali, ale nie w tym przypadku. Do tej pory niewiadomo dlaczego, ponieważ był całkowicie niegroźny.
Janek był najlepszym przyjacielem Róży. Znali się od zawsze, dogadywali prawie bez słów. Ich rodziny były sobie bardzo bliskie. Ich mamy nawet w tym samym czasie zachodziły w ciąże, ojcowie razem jeździli na polowania, a ich rodzeństwo razem chodziło do klasy. Byli swoimi zaufanymi powiernikami.
Następny był Franek. Wysoki brunet o niewinnym uśmiechu, czarujący swoją osobowością wszystkich, którzy przebywali w promieniu stu metrów. Uwielbiał Michela Jacksona i od dzieciństwa uczył się tańczyć tak jak on. Opanował nawet do perfekcji tak zwany moonwalk. Był w jednej klasie z Jankiem i przyjaźnił się z nim tak samo jak z Różą.
Kolejną osobą znajdującą się przy stoliku była Martyna, kolejna tancerka, która na treningi uczęszczała razem z Frankiem. Była bardzo niziutka, co często komentowali jej znajomi. Czasami się obrażała, ale na znakomitą większość docinków tego typu po prostu nie zwracała uwagi.
Ostatnia przy stoliku siedziała Ola. Długowłosa blondynka, która miała niesamowicie wysokie mniemanie o sobie, nie tracąc przy tym na swoim charakterze. Widząc Różę wstała i przytuliła ją mocno na powitanie. Od razu zaczęła opowiadać o swoim nieszczęsnym zauroczeniu jednocześnie zmieniając status na facebooku. Była jedną z tych osób, które gdy tylko wychodziła z domu musiała pochwalić się tym na portalu.
Róża zajęła wolne krzesło i od razu wyjęła zeszyt od matematyki razem ze zbiorem zadań i zaczęła robić pracę domową. Ola widząc, co robi dziewczyna podskoczyła na krześle skupiając na sobie wzrok przyjaciół.
- Na śmierć zapomniałam!
- Napisać na fejsie, że siedzisz w bufecie? – spytał Janek na co dostał kopniaka od Rudej. Ola natomiast mroziła go wzrokiem.
- Muszę iść na ważne spotkanie z Rafałem – powiedziała i ruszyła w stronę wyjścia. Rafał był jej nauczycielem od matematyki, który miał lekcje również z klasą Janka. – Do zobaczenia – rzuciła przez ramię na odchodne.
- Powodzenia! – krzyknął za nią chłopak. W tym samym momencie Martyna wstała z krzesła i bez słowa ruszyła za przyjaciółką. Pozostała trójka wymieniła się porozumiewawczym spojrzeniem.
Przez kilka minut siedzieli w ogóle się nie odzywając, co pozwoliło dziewczynie skupić się na rozwiązywaniu zadań.
- Lecimy do Londynu, wchodzisz w to? – spytał Janek przerywając jej pisanie. Chłopak wiercił dziurę wzrokiem  w zdezorientowanej dziewczynie. Chwilę milczała.
- A w ogóle mogę powiedzieć nie? – Przypatrywali się jej twarzy, która nagle stężała. Oczy Róży przeskakiwały z jednego na drugiego bruneta. Jak na zawołanie obaj w tym samym momencie zaprzeczyli ruchem głowy. Róża głęboko westchnęła. - Kiedy? – wraz z tym pytaniem powróciła do rozwiązywania zadania. Usłyszała parsknięcie Franka.
- Trzy tygodnie.
- Ugh... Janek, rodzice mnie zabiją. – Odłożyła długopis i oparła się plecami o krzesło robiąc minę obrażonego dziecka. Zaczęła się bawić pierścionkiem, który spoczywał na jej lewej dłoni.
Kuba przysunął krzesło bliżej dziewczyny głośno szurając nim o podłogę po czym objął ją ramieniem.
- Nie martw się, ładnie się uśmiechnę do mojej teściowej, od razu się zgodzi. – Ruda uderzyła go zaciśniętą pięścią lekko w ramię. – Auć, nie musiałaś tego robić. – powiedział targając włosy dziewczynie.
- Janek! – Róża wywinęła się spod ręki chłopaka. Wstała z miejsca i szybko zaczęła zbierać swoje rzeczy. – Idę sobie, muszę skończyć pracę domową, a przy was – w tym momencie wskazała palcem na chłopaków – nie da się tego wykonać.
Będą już dwa metry od nich odwróciła się i pokazała im język. Wychodząc nie widziała ich min, jednak słyszała ich donośny i radosny śmiech.


Szybko znalazła się w bibliotece, gdzie było niewiele osób. Znalazła miejsce dla siebie i próbowała dokończyć pracę, jednak nie było jej to dane. Będąc w środku przed ostatniego podpunktu zadania usłyszała chrząknięcie. Uniosła wolno głowę i zadarła podbródek. Uśmiechnęła się nieśmiało a na jej policzkach pokazały się delikatne rumieńce.
- Cześć – powiedziała do chłopaka, który usiadł na krześle po przeciwnej stronie stolika.
- Witam – odsłonił swoje białe zęby poprzez uśmiech. – Co robisz?
Dziewczyna uniosła książkę do góry pokazując mu okładkę, na co on głośno gwizdnął.
- Taka ułożona dziewczyna nie zrobiła pracy domowej? – zaczął się z nią przekomarzać. Ruda zrobiła głupią minę, po czym szybko się uśmiechnęła.
- Bez przesady – rzuciła i spojrzała na zeszyt zastanawiając się nad kolejnym zadaniem, co było rzeczą dosyć skomplikowaną, w szczególności gdy chłopak, w którym jest się zauroczonym siedział metr od niej. – Rozpraszasz mnie – powiedziała, po czym zorientowała się jak musiało to zabrzmieć. Od razu musiał dojść do wniosku, że jej się podoba.
- Wybacz, chciałem tylko wiedzieć, czy nie wybrałabyś się ze mną do kina?
Zamurowało ją. Nigdy nie spodziewała się usłyszeć takiej propozycji właśnie od niego. Podniosła powoli głowę aby utkwić wzrok w jego postaci. W jej głowie biły się wszystkie myśli. Mógł się jej podobać, ale nie wiedziała czy takie spotkanie na pewno jest dobrym pomysłem. Łukasz był w końcu uważany za kobieciarza. Raz słyszała plotkę, że założył się z kolegami o to, że prześpi się z taką dziewczyną z jej klasy w przeciągu miesiąca. O ile jej się wydawało dopiął celu i cieszył się z tego jak małe dziecko. Delikatnie zagryzła wargę. Wiedziała, że czas odpowiedzi mocno przeciąga, więc musi szybko się decydować.
- Pewnie – powiedziała, w momencie kiedy zdała sobie sprawę, że mógł się w każdej chwili rozmyślić widząc jej wahanie.
Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, tak jakby autentycznie cieszył się z ich wspólnego wyjścia.
- Sobota? 18? – spytał wstając z miejsca. Róża zapomniała jak się mówi, więc tylko pokiwała twierdząco głową. – Świetnie, to do zobaczenia.
Chłopak odszedł od stolika odprowadzany zagubionym wzrokiem dziewczyny, a przed wyjściem z biblioteki pomachał jej na pożegnanie. Ona nie zrobiła nic tylko przybrała jeszcze bardziej czerwony odcień na twarzy.
 
 
Dziękuję i przepraszam za błędy i generalnie za ten rozdział, powinnam nim bardziej zachęcić do czytania, a nie zniechęcić więc mi przykro, ale mam nadzieję, że wejdziecie tu znowu nie zrażone tym rozdziałem, Wasza BooBoo